Eurodeputowani
z Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego
i Bezpieczeństwa Żywności Parlamentu Europejskiego znaczącą większością głosów
odrzucili 27 listopada 2013 roku raport Julie Girling, w którym uznanie pyłku
za naturalny komponent miodu, a nie jego składnik oznaczałoby brak obowiązku
znakowania miodu skażonego GMO. Nie utrzymano jednak poprawek potwierdzających
opinię Komisji Rolnictwa, by w przypadku miodu usunąć obowiązek etykietowania
dotyczący obecności modyfikacji genetycznych. Sprawozdawczyni Julie Girling z
Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, odpowiedzialna za negocjacje
z Komisją Europejską wypracowała daleko idący kompromis zakładający, że pyłek
jako naturalna część miodu nie powinien być oznaczony, nawet jeśli pochodziłby z
upraw genetycznie zmodyfikowanych. Pod wpływem silnego lobbingu importerów i
dystrybutorów miodu Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego przyjęła 19 marca
br. niewielką przewagą (28-26-2) raport Girling wbrew swoim pierwotnym rekomendacjom z
listopada 2013 roku. Zbliżające się kwietniowe głosowanie będzie
zapewnie formalnym potwierdzeniem błędnej decyzji.
W efekcie na znaczeniu
straci decyzja Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z 2011 roku, że zgodnie
z unijnym prawem informacja o pyłku GMO musi znaleźć się na opakowaniu,
konsumenci i konsumentki zostaną pozbawieni wiedzy o ewentualnym skażeniu
miodu, a pszczelarze, w przeciwieństwie do rolników, nie będą w stanie egzekwować
działań, które zabezpieczą miód przed przypadkowym zanieczyszczeniem z
okolicznych upraw modyfikowanych genetycznie. Co więcej, Unia Europejska importuje
większość dostaw miodu z krajów trzecich, gdzie uprawia się rośliny GMO. Dwa
główne kraje członkowskie UE produkujące miód – Hiszpania i Rumunia – uprawiają
modyfikowaną kukurydzę, z pewnością więc miód z GMO wyląduje na półkach
europejskich sklepów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz